niedziela, 12 lipca 2015

Od Rose

Z trudem otworzyłam oczy. Leżałam gdzieś. W sumie to nie wiedziałam gdzie... Wstałam i przeczesałam wzrokiem okolicę. Znajdowałam się nad jeziorem, a kilka metrów ode mnie pasł się osiodłany koń. Gdy wzrok padł na moje ubranie krzyknęłam. Byłam cała we krwi. Po dokładniejszym przyjrzeniu się sobie zrozumiałam, że krew nie należy do mnie. Zastanawiałam się dlaczego jestem sama, cała we krwi na pustkowiu, nie licząc konia i co się tutaj wydarzyło. Na próżno. Nie mogłam sobie przypomnieć nic co miało miejsce przedtem. Coś pociągnęło mnie za włosy. Podniosłam wzrok. Dwoje brązowych oczu intensywnie wpatrywało się we mnie.
- Grzeczny konik. Jak mam ci dać na imię, przecież nie mogę ciągle zwracać się do ciebie per koniu, co powiesz na Lestat?
Zarżał co wyglądało jakby się że mną zgadzał.Wsiadłam na Lestata, na szczęście los się nade mną ulitował i jeszcze pamiętałam jak się jeździ konno. Jeśli jest to czyjś koń, to nie powinien tak sam stać na pustkowiu. Chyba nikt się nie obrazi, jeśli go sobie "pożyczę"... Przyspieszyłam do cwału.

<Ana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz